To drugi wpis z nowego cyklu na blogu: „Krople Gdańska”. Ponieważ kocham moje miasto, to chcę Wam trochę je przybliżyć. W zamyśle będą to artykuły opisujące najciekawsze miejsca i rzeczy w Gdańsku, warte zobaczenia, czy odkrycia. Większość z nich nigdy nie znajdzie się w żadnym przewodniku, wiele nie jest znanych nawet gdańszczanom. Niektóre to rzeczy stare, inne dopiero co powstały. Niektóre atrakcyjne dla całych rodzin, inne zaciekawią raczej dorosłych. To co, zwiedzamy Gdańsk razem? |
Wczoraj zakończył się kolejny 757 już, największy jarmark w Europie, czyli Jarmark św. Dominika w Gdańsku, powszechnie nazywany Jarmarkiem Dominikańskim. Niektórzy nie wyobrażają sobie pobytu latem w Trójmieście bez odwiedzin na jarmarku. Czy to prawda, że turyści go kochają, a gdańszczanie już niekoniecznie?
W ramach cyklu powstał już jeden artykuł:
Oprócz tego na blogu znajdziecie jeszcze dwa inne artykuły o Gdańsku, które nie wchodzą w skład cyklu “Krople Gdańska”:
- o Wyspie Sobieszewskiej i fokach,
- o Zbiorniku Wody Kazimierz na Wyspie Sobieszewskiej i śluzie w Przegalinie.
Turystom się nie dziwię
Będąc gościem w Gdańsku, na pewno chciałabym zobaczyć tę wielką atrakcję, zwłaszcza gdyby mój pobyt wypadł w czasie jej trwania. Czy specjalnie zaplanowałabym pobyt w Gdańsku, dostosowując termin pobytu do czasu trwania jarmarku? Na pewno nie. Nie zdarzyło mi się jeszcze pojechać gdzieś na wakacje, biorąc pod uwagę terminy lokalnych jarmarków. Jednak pewnie są tacy, którzy tak robią. Zresztą w tym roku jarmark trwał ponad trzy tygodnie, a nie jak kiedyś dwa, więc teraz łatwiej na niego trafić, nawet bez planowania.
Co może być atrakcyjnego w Jarmarku Dominikańskim? Na pewno jego lokalizacja. Zawsze odbywa się na terenie Głównego Miasta (ciekawostka: Gdańsk nie ma tzw. starówki), więc odwiedzając jarmark, jednocześnie spacerujemy pięknymi uliczkami, wśród największych zabytków. Z drugiej jednak strony, klimat tych niezwykłych uliczek często ginie i trudno dojrzeć ciekawe kamienice i ich detale przez zastawione stragany.
Co na straganach?
Trzeba też przyznać, że w ostatnich latach oferta kupców bardzo się zmieniła. Mało jest już dominującej niegdyś chińszczyzny, niewiele stoisk oferuje produkty dostępne w każdym sklepie. Chociaż i takie się zdarzają. W tym roku na wielu stoiskach wsparciem sprzedaży był spinner … Nie brakowało też tandetnych obrazków 3D czy 4D.
Jednak większość to rękodzieło lub bardzo ekskluzywna produkcja. Tak ekskluzywna, że aż czasami strach zapytać o cenę, żeby nie zostać z rozdziawioną buzią 😉 Wypatrzyłam np. bardzo piękny komplet dla dziewczynki, który wcześniej widziałam na kilku reklamach. Zwrócił moją uwagę swoją oryginalnością i zdawałam sobie sprawę z tego, że cena pewnie nie będzie niska. Gdy nieświadomy tego mąż zapytał o cenę, trochę zbladł – 180 zł za spódniczkę dla kilkuletniej dziewczynki to niemało. Nie miałam odwagi zapytać o cenę marynarki 😉 Jednak nie jestem skłonna wydać kilkuset złotych za ubranie dla dziecka, mimo że doceniam nietuzinkowy krój i pewnie dobrą jakość materiałów. Jednak ile by to nie kosztowało, córa włożyłaby to zapewne tylko kilka razy i byłoby za małe.
Co poza tym można było znaleźć na stoiskach? Trochę ubrań z lnu i jedwabiu, parę z sukienkami w stylu boho, trochę ubranek dla dzieci, czapeczek, kapeluszy, ozdób do domu, poduszek, pościeli i obrusów, tekstylnych siatek z zabawnymi tekstami i bawełnianych T-shirtów z tekstami jak zwykle. Trochę biżuterii srebrnej i z bursztynem, ręcznie robionej, kolczyków i naszyjników z motylami, lub drewnianych, obrazów, zabawek, glinianych ptaszków itp. I pewnie wiele więcej, ale reszty nie pamiętam, albo nie zwróciłam uwagi. Acha, jeszcze rzuciły mi się w oczy kolorowe kwiatowe wianki w stylu ludowym.
Oprócz rzeczy nowych jarmark słynie z targu staroci. To już zupełnie nie moja bajka, nie umiem znajdować perełek na takich straganach, zresztą na wiele z nich wolę sobie popatrzeć jedynie z daleka. Kompletnie nie wpasowują się one w mój gust i na pewno nie chciałabym ich mieć w domu. Pewnie miłośnicy takich rzeczy pewnie znajdą na nich niejedną perełkę.
Co jeszcze? Oczywiście cała oferta produktów regionalnych i gastronomiczna. Według mnie ta pierwsza jest warta uwagi, ta druga – mniej. Właściwie jedyne rzeczy, które kupuję na jarmarku to właśnie produkty regionalne. W tym roku był to chleb na naturalnym zakwasie i serek typu oscypek 😀 Przynajmniej nie muszę jechać za takim w góry 😉 Na straganach można dostać także różnego rodzaju wędliny, sery z różnych regionów Europy, wina i nalewki, miody, chałwę, itp.
A gdy będziemy głodni?
Ze słodkości na jarmarku można posilić się oczywiście lodami tajskimi, goframi bąbelkowymi, węgierskimi ciastkami nazywanymi “kurtosze”, a wszystko popić lemoniadą lub kolorowym koktajlem, który mnie odstraszał intensywnością sztucznych kolorów i musiałam córce tłumaczyć, czemu akurat tego napoju jej nie kupię.
Jeśli ktoś woli coś bardziej konkretnego to na każdym kroku znajdzie pajdę chleba ze smalcem. Można najeść się też zapiekankami, pieczonymi ziemniakami z kiełbasą, bigosem, szaszłykiem lub golonką. Ewentualnie zagryźć grillowanym oscypkiem z żurawiną lub frytkami belgijskimi. W zeszłym roku były postawione też food trucki, w tym roku ich nie znalazłam. Bardzo tego żałowałam, bo miałam ochotę na wspaniałe chińskie pierożki na parze, których próbowaliśmy w poprzednim roku.
Koncerty
Gdybym tylko mogła na nie pójść, to koncerty byłyby dla mnie największą atrakcją Jarmarku Dominikańskiego. W tym roku gościli na nim m.in. Sound’n’Grace, Ania Dąbrowska, Julia Pietrucha, Raz Dwa Trzy. Oprócz tego interesujących wydawało się parę koncertów z gatunku muzyki poważnej. Więcej o koncertach nie piszę, bo po prostu w ostatnich latach na nich nie byłam
Bajkowisko i atrakcje dla dzieci
Na jarmarku nie zapomniano o najmłodszych. Coroczną atrakcją są teatrzyki dla dzieci na Placu Kobzdeja. W poprzednich latach byliśmy na takich kilka razy, ale moja córa raczej nie przepada za tego typu rozrywką. Przedstawienia teatralne toleruje jedynie w “prawdziwym” teatrze. Na ulicy, gdzieś na świeżym powietrzu jej nie pasują. Wynika to pewnie z tego, że żeby coś zobaczyć w takich ulicznych teatrzykach, trzeba się dopchać blisko sceny, a ona nie lubi tłumów, podobnie jak ja 😉
W tym samym miejscu były też przygotowane inne atrakcje, takie jak malowanie buziek, wodne tatuaże, wykonywanie własnych bransoletek i różne konkursy plastyczne.
A co mnie odstrasza w Jarmarku Dominikańskim?
To, że co roku jestem na jarmarku (jeden raz), zawdzięczam małżonkowi. Sama bym się nie zdecydowała, gdyż męczy mnie tłum ludzi, przeciskanie się między stoiskami, naciskanie córki: “Mama, kupisz mi balona?”. Z reguły wolę odpoczywać w ciszy i spokoju.
Do tłumu samochodów w tych okolicach właściwie się przyzwyczaiłam, bo bez względu na to, czy akurat jest jarmark, czy go nie ma, w centrum po prostu zawsze ciężko jest zaparkować. Mamy jednak swoje tajne miejscówki, gdzie bez problemu znajdujemy miejsce do parkowania, na dodatek bezpłatnie 😉
Inną kwestią jest wszechobecna drożyzna, głównie gastronomii, ale nie tylko. Na Jarmarku Dominikańskim mała porcja frytek – 8 zł, duża 12 zł! W tym roku byłam we Władysławowie i tam też w centrum pełno jest różnych kramów z pamiątkami i jedzeniem i podobne rzeczy były czasami o jedną trzecią tańsze! Przykład? Wplatane dzieciom (i nie tylko) we włosy kolorowe kosmyki we Władysławowie kosztowały 8 zł, w Gdańsku – 12 zł!
Pamiątek z Gdańska sobie nie kupię, bo po co? Wyroby ludowe itp. zupełnie nie są w moim guście. Biżuterii ani szlachetnej ani sztucznej sobie nie kupię, bo mało jej noszę i więcej nie potrzebuję. Po prostu niczego z jarmarku nie potrzebuję 😉
Jedyną rzecz, którą chętnie bym kupiła, akurat na jarmarku nie ma. Czego? Dla mnie zupełnie niepojęte jest, dlaczego w Gdańsku nigdzie (nie tylko na jarmarku) nie można kupić świeżo wędzonej ryby, takiej jeszcze ciepłej. W tym roku przywoziłam taką z Rewy i Władysławowa, w zeszłym roku z Krynicy Morskiej. To chyba nie jest do końca normalne, żeby do GDAŃSKA przywozić sobie świeżo wędzone ryby. To tak jakby drewno wozić do lasu …
Chyba trochę marudzę, ale ja po prostu nie lubię Jarmarku Dominikańskiego, chociaż czasami staram się robić dobrą minę do złej gry. Ogromnie nudzi mnie przyglądanie się tym wszystkim wystawionym na straganach rzeczom. Gdy moi się gdzieś zatrzymują i mimo woli muszę na nich czekać, to jest to dla mnie katorga. I tyczy się to nie tylko Jarmarku Dominikańskiego, ale generalnie wszelkich straganów. Może uda mi się do przyszłego roku wymyślić jakąś dobrą wymówkę, żeby nie iść na jarmark 😉
Nie zrozumcie mnie źle – to, że ja nie lubię jarmarków, to nie znaczy, że potępiam wszystkich, którzy na nie chodzą. Pewnie, gdybym miała w tym czasie jakichś gości spoza Trójmiasta, też bym ich zaprowadziła na Jarmark Dominikański 😉
A jakie jest Wasze zdanie o Jarmarku św. Dominika w Gdańsku? Albo szerzej – czy lubicie zaglądać na jarmarki w różnych odwiedzanych przez Was miejscach?