O plażach zimą? Niedawno pisałam o tych gdańskich, ale teraz wspominam te znacznie cieplejsze plaże Gran Canarii, którą odwiedziliśmy późną jesienią zeszłego roku. I to był wspaniały czas na zażywanie zarówno kąpieli słonecznych, jak i tych w oceanie. Trochę głupio by było, podczas pobytu na Gran Canarii nie pójść na plażę. Nawet jeśli to listopad.
W poprzednich częściach mogliście przeczytać o tym, co zwiedziliśmy podczas kolejnych dni naszego pobytu na Gran Canarii:
Jednak tylko raz wspomniałam o plaży, na dodatek niezbyt urokliwej – w Las Palmas. W rzeczywistości prawie każdy dzień kończyliśmy krótkim relaksem na plaży lub chociaż wieczornym spacerem promenadą.
Dlatego dzisiaj głównym bohaterem tego wpisu są plaże Gran Canarii. Oczywiście nie wszystkie, ale te, które zdołaliśmy odwiedzić. Czyli mam dla Was krótki przewodnik po plażach jednej z Wysp Kanaryjskich.
Playa de las Canteras
Plaża znajduje się na północy w stolicy wyspy Las Palmas. Już o niej wspominałam tutaj, ale dla formalności przypomnę. Była to najbrzydsza plaża, jaką widziałam na całej wyspie. Nie podobał mi się szary, mokry piasek zmieszany z czarnym pyłem wulkanicznym, pełno leżących wodorostów, niezbyt szeroka plaża. Przy plaży jest bulwar z mnóstwem knajpek i kawiarni oraz hotele, których architektura nie powala. Choć pewnie widok z nich od strony oceanu jest naprawdę piękny. Wpływ na moją negatywną ocenę tego miejsca miało zapewne zmęczenie całodziennym zwiedzaniem Las Palmas oraz pogoda – było wietrznie i pochmurno, co właściwie wykluczało kąpiel w oceanie.
Playa de las Meloneras
Plaża ta znajduje się na południu Gran Canarii i jest właściwie jedną z plaż Maspalomas, około 1,7 km na zachód od latarni morskiej Faro de Maspalomas. Trafiliśmy tam po rozrywkach Palmitos Parku, późnym popołudniem. Pogoda była tego dnia cudowna, więc mieliśmy w końcu ochotę na naszą pierwszą kąpiel w oceanie. Plaża ma bardzo ładny piasek, choć oczywiście również jest zmieszany z pyłem wulkanicznym, jak na wszystkich plażach wyspy. Jest piaszczysta, ale przy samym brzegu są mniejsze i większe kamienie, więc przydają się buty do chodzenia w wodzie. Tam również trzeba bardzo uważać, bo na dnie zdarzają się dość potężne kamloty. Gdy byliśmy na plaży, fale były naprawdę duże i na głębokości około jednego metra fala dość mocno nami rzucała, więc trzeba było zwracać baczną uwagę na to, co mamy pod nogami. Za to nie było najmniejszego problemu z zanurzeniem się w wodzie, bo o to dbały fale 😉
Obok plaży przebiega promenada, która ciągnęła się aż do latarni morskiej i jak zauważyłam, było to miejsce nie tylko spacerów, ale również uprawiania joggingu. Przy plaży są również restauracje, bary, kawiarnie i kilka sklepów (wszystko tworzące coś w rodzaju centrum handlowego), ale jest to raczej spokojne miejsce, oddalone nieco od tłumu turystów, które można było spotkać na innych plażach Maspalomas. Krótko mówiąc – ta plaża podobała mi się najbardziej, choć gdyby nie te kamienie byłoby jeszcze lepiej 😉
Playa de Maspalomas
To chyba najbardziej znana plaża Gran Canarii. Właściwie jest ona fragmentem wydm, ciągnących się na sporym obszarze najbardziej na południe wysuniętej części wyspy. Podobno piasek został przywiany z nie aż tak odległej Sahary wraz z burzami piaskowymi, a same wydmy są ruchome i tylko gdzieniegdzie porośnięte niską roślinnością wydmową. A tam, gdzie wydmy, muszą być też wielbłądy 😉 Na wydmy udaliśmy się od strony niewielkiego jeziorka, zwanego Charca de Maspalomas, które jest siedliskiem wielu gatunków ptaków. I właśnie od tamtej strony (od ulicy Oceania) widzieliśmy stadko wielbłądów gotowych do przewiezienia turystów po wydmach. My jednak postanowiliśmy sami pospacerować po tych piaszczystych górach, tym bardziej że mieliśmy w planie trochę poplażować.
Wydmy wyglądały naprawdę okazale i w sumie nie spodziewałam się, że niektóre z nich będą tak wysokie. Część była pokryta mokrym piaskiem, gdyż poprzedniego wieczora była kilkuminutowa ulewa. Jednak tego dnia niebo było niemal bezchmurne i było bardzo ciepło – niemal 30 stopni, więc łażenie po wydmach wkrótce nas zmęczyło. Znalezienie miłego miejsca do plażowania okazało się niełatwym zadaniem, gdyż ogromna część plaży od strony wydm, na wschód od sadzawki, jest plażą nudystów, na dodatek chętnie odwiedzaną przez homoseksualistów. Więc jeśli będziecie tam z dziećmi, to lepiej wybrać fragment plaży na zachód od sadzawki w kierunku latarni morskiej, lub zupełnie od drugiej strony, czyli od Playa del Ingles.
Latarnia morska, zwana Faro de Maspalomas jest bardzo wysoka, ale z bliska niespecjalnie urodziwa. Niestety w czasie naszego pobytu była w remoncie i nie można było jej zwiedzać. Zresztą wcześniej szukałam informacji o takiej możliwości, ale nigdzie się nie doszukałam, więc nie wiem, czy w ogóle jest udostępniana turystom.
Playa del Ingles
Wstyd się przyznać, bo od tej plaży mieszkaliśmy jakieś 150 m, ale ani razu nie byliśmy tam w ciągu dnia 🙁 Raz wyciągnęłam moje towarzystwo na wieczorny spacer właśnie na plażę, choć było już ciemno. Za to było naprawdę bardzo ciepło – około 25-26°C. W tym czasie słońce zachodziło około 18.00, ale w Polsce robiło się ciemno już dwie godziny wcześniej. Udaliśmy się w kierunku południowym, czyli w kierunku wydm.
Ciekawostką byli wędkarze, którzy z samego brzegu łowili ryby. Nie wiem, co łowili i czy w ogóle cokolwiek udało im się złapać, ale po drodze spotkaliśmy ich kilku. Dotarliśmy prawie na wydmy, ale ponieważ było tak ciemno, że już prawie nic nie było widać, to zawróciliśmy i drogę powrotną pokonaliśmy promenadą. A tam życie kwitło – czynne były zarówno sklepiki, jak i liczne bary i kawiarnie. W niektórych miejscach słychać było muzykę na żywo. W sumie naprawdę żałuję, że nie byliśmy na tej plaży w ciągu dnia, bo wydawała się naprawdę ładna – piasek, zero kamieni, fale oceanu … Jedyną niedogodnością może być zejście schodami na samą plażę, w niektórych miejscach dość wysoko.
Ponieważ byłam na tej plaży tylko wieczorem, więc nie mam żadnej fotki, którą mogłabym tu pokazać, dlatego do zdjęć odsyłam Was choćby tutaj.
Playa de Mogan
Na plażę w Puerto de Mogan na południowo-zachodnim krańcu wyspy zjechaliśmy ostatniego dnia, gdy zwiedzaliśmy góry interioru. To chyba najbardziej przyjazna dzieciom plaża, gdyż znajduje się w niewielkiej zatoczce, dzięki czemu woda jest tam spokojna, a kąpiel znacznie bezpieczniejsza niż w otwartym oceanie. Zauważyłam tam bardzo dużo rodzin z małymi dziećmi, w tym wielu Polaków 🙂 Plaża jest piaszczysta, bez kamieni. Za to do wody było najtrudniej wejść, ze względu na gładką taflę i całkowity brak fal. Ponieważ było to nasze ostatnie popołudnie na wyspie, zawzięłam się i weszłam do wody, która co prawda na początku wydawała się dość zimna, ale po zamoczeniu się bardzo przyjemnie się w niej pływało. I było to jedyne miejsce, gdzie popływałam, bo na wszystkich innych plażach były duże fale, które pozwalały jedynie na skakanie w wodzie lub inną zabawę, ale raczej nie na pływanie.
Przy tej okazji zaliczyłam pewną przygodę. Gdy płynęłam przez zatoczkę do skalistego falochronu, chciałam się od niego odbić i zawrócić, ale podpływając coraz bliżej, zauważyłam, że na kamieniach rusza się coś czarnego. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to kraby i byłam zaskoczona, jak szybko się poruszają. Jednak wtedy nie miałam już ochoty podpływać do samego falochronu, tylko co prędzej zawróciłam i popłynęłam do brzegu 😉
Tuż przy plaży znajduje się wiele knajpek, a my jak zwykle skusiliśmy się na ryby. W miejscowości znajduje się też port rybacki i pływają różne łodzie turystyczne. Miejscowość otoczona jest skałami, co wywarło na mnie niesamowite wrażenie. Droga z Puerto de Mogan do Maspalomas przez większość trasy wiedzie tunelami wykutymi w skale, jednak w niektórych miejscach można było podziwiać światła nadmorskich kurortów, które mijaliśmy. Żal nam tylko było ogromnie, że to był już ostatni nasz dzień na Gran Canarii.
Plaże Gran Canarii
Podsumowując, właściwie prawie wszystkie plaże Gran Canarii, które widzieliśmy, były ładne. Najjaśniejszy piasek był na plaży Playa de Maspalomas, ale nawet tam trzeba się liczyć z tym, że jest on zmieszany z czarnym pyłem wulkanicznym, który trudno wytrzepać ze stóp. Jednak na każdej plaży były dostępne krany z wodą i bez problemu można było opłukać nogi. Pod względem piasku, nasze polskie plaże są jednak ładniejsze i przyjemniejsze. Szkoda tylko, że klimat nie ten 😉
Prawie na wszystkich plażach były dostępne za opłatą leżaki i parasole słoneczne. Na niektórych plażach (np. w Puerto Mogan) były wyraźnie wydzielone strefy dla palących i dla niepalących.
Trzeba też pamiętać, że południe wyspy jest bardziej suche i słoneczne, dlatego najwięcej kurortów turystycznych znajduje się właśnie tam. Północ jest bardziej deszczowa i mglista, ale przez to też bardziej zielona, lecz zwykle jest tam kilka stopni mniej niż na południu. Ma to znaczenie, jeśli jedziemy na Gran Canarię w miesiącach jesienno-zimowych i nastawiamy się na kąpiele słoneczne i w oceanie.
Natomiast miłośnicy sportów wodnych, takich jak windsurfing, czy nurkowanie powinni nastawić się przede wszystkim na plaże wschodniego i północnego wybrzeża, które są najbardziej wietrzne. Przy wschodnich plażach podobno jest kilka ośrodków windsurfingu. Gdy jeździliśmy autostradą GC-1, często widzieliśmy windsurferów na wschodzie.
Nie spodziewałam się, że wpis o plażach wyjdzie mi taki długi. Jeśli dotarliście aż tutaj, to znaczy, że naprawdę tęsknicie już za latem 😉
Miło jest powspominać te słoneczne plaże, podczas gdy za oknem jest kilka stopni mrozu. Czy teraz mogę mówić, że jestem morsem? W końcu kąpałam się w listopadzie w morzu – o, przepraszam – w oceanie 😉
Z pobytu na Gran Canarii popełniłam aż sześć wpisów. Oprócz powyższego możecie jeszcze poczytać o: