Polska jest piękna, czyli urlop w Bieszczadach i nie tylko

Bieszczady

Urlop w 2020 roku w czasach koronawirusa był zdecydowanie urlopem specyficznym. Nie dlatego, że zostaliśmy w Polsce, bo i tak mieliśmy takie plany, ale głównie dlatego, że ciężko go było zaplanować. Bieszczady zaplanowaliśmy jeszcze w zeszłym roku, nie wiedząc, że staną się one teraz tak popularnym celem.

Planowanie urlopu w czasach koronawirusa

Kiedy planujecie swój letni urlop? Ja zwykle robię to na początku roku, a nawet wcześniej. W tym roku wyjątkowo się spóźniłam, bo pomyślałam o tym w lutym, ale nie zdążyłam niczego ogarnąć, gdy przyszedł lockdown. Wtedy sobie pomyślałam, że to nawet dobrze, że nie zapłaciłam żadnych zaliczek, bo wakacji w tym roku pewnie i tak nie będzie.

Jednak pod koniec maja pojawiły się myśli, że może jednak … I wtedy zrobiłam pierwszą rezerwację, choć jak się okazało, było na to już trochę późno. Wybór kwater był bardzo ograniczony. Jednak znalazłam domek w Bieszczadach na tydzień. Na resztę urlopu nie bardzo miałam pomysł, zresztą cały czas nie do końca było wiadomo, czy do urlopu wszystko się nie zmieni. Myślałam, że może na miejscu jeszcze coś znajdę.

Gdy urlop niebezpiecznie się zbliżał, ciśnienie zaczynało mi trochę skakać, bo okazało się, że w tym roku wszyscy jadą w Bieszczady, a rozmowy w sklepach, na ulicach i w pracy wskazywały jasno, że o kwaterę w tym roku w Bieszczadach będzie naprawdę trudno. I była to prawda, bo na popularnym serwisie rezerwacyjnym w interesującym mnie terminie takich kwater właściwie już nie było. Obdzwoniłam zatem kilkadziesiąt innych prywatnych miejsc, ale też okazało się, że wolnych miejsc nie ma. Czyli nici z przedłużenia pobytu w Bieszczadach.

Zaczęłam zatem szukać jakiejś kwatery gdzieś nad jeziorem na południu Polski, bo tam zwykle pogoda lepsza niż u nas nad morzem, ale też nie było łatwo. I wtedy koleżanka podpowiedziała mi, że jest taka Okuninka nad Jeziorem Białym w lubelskim, tuż przy granicy. I tam udało się znaleźć kwaterę, choć znacznie odbiegającą od moich zwykłych wymagań. Był to tylko jeden pokój z łazienką, bez aneksu kuchennego. Mało jak na nasze trzy osoby, ale lepszy rydz niż nic.

Mały tip – to nie do końca prawda, że nie było innych wolnych kwater – w terminie od niedzieli do piątku można było ich nawet na miejscu znaleźć całkiem sporo. Jednak był jeden warunek – nie mogą obejmować weekendu. Niestety nasze zakwaterowanie w Bieszczadach niefortunnie kończyło się w sobotę … Mogłam to trochę inaczej rozegrać, ale, prawdę mówiąc, trochę spanikowałam i wyszło, jak wyszło.

bieszczady-polonina-carynska
Połonina Caryńska

Bieszczady

Bieszczady pierwszy raz miałam okazję zobaczyć podczas obozu wędrownego jakieś 30 lat temu. I niestety wróciłam tam dopiero teraz. Kwaterę mieliśmy w miejscowości Bóbrka, trochę poniżej zapory wodnej w Solinie. Nie był to najlepszy punkt wypadowy ani nad jezioro, ani w góry, więc raczej tej lokalizacji nie polecam. Jednak sam domek był całkiem niezły – salonik z łazienką i aneksem kuchennym na parterze plus dwie sypialnie na piętrze. Również wyposażenie było bardzo dobre, tylko położenie niestety słabe.

Dlaczego? Do jeziora bylo daleko, tzn. do najbliższego Jeziora Myczkowskiego było kilka minut na piechotę, ale nie jest ono wykorzystywane rekreacyjnie, więc nie ma szans się tam wykąpać. Do zapory w Solinie i tamtejszych plaż jest około godziny drogi na piechotę drogą bez pobocza, więc nie jest to ani zbyt bezpieczne, ani wygodne rozwiązanie. Samochodem dojedzie się w kilka minut, ale wszystkie parkingi w pobliżu zapory, jak i w pobliżu plaż w Polańczyku są płatne i to nie mało (około 20 zł za dzień, rzadko można spotkać parking liczący postój na godziny). Z kolei w „prawdziwe” góry samochodem jedzie się jeszcze około godziny, więc taka wycieczka znacznie się wydłuża. Przejdźmy jednak do przyjemniejszych rzeczy.

Góry

Nasz tydzień w Bieszczadach był bardzo aktywny, choć chodzenie po górach było tylko niewielkim fragmentem tego pobytu. Głównie ze względu na pogodę, a właściwie nietrafione prognozy pogody, które ciągle zapowiadały deszcze i burze, a w rzeczywistości tylko raz popołudniu lunęło przez parę minut oraz lekko pokropiło przez chwilę, gdy płynęliśmy statkiem po Solinie. Gdy prognozy (także lokalne) mówią o burzach, to trudno wybrać się w góry, szczególnie z dzieckiem 🙁 Najgorsze, że one tak bardzo się myliły 🙁

I chociaż miałam ochotę znacznie więcej pochodzić po górach, to zdążyliśmy wejść tylko na dwie i przejść się doliną rzeki Wetlinki do rezerwatu Sine Wiry.

Bieszczady-korbania
Góra Korbania z wieżą widokową

Korbania

Zaczęliśmy od rozgrzewki, czyli wejścia z miejscowości Bukowiec na górę Korbania. To tylko 894 m npm, ale podejście jest chwilami całkiem strome. Jednak na górze czeka na nas wieża widokowa i piękne widoki zarówno na góry, jak i na Jezioro Solińskie. Całość zajęła nam około trzech godzin.

Informacje praktyczne:

Na końcu miejscowości Bukowiec znajduje się leśny, darmowy parking z wiatą i toi-toiem (przynajmniej w sezonie). Mimo że parking jest całkiem spory, dobrze jest przyjechać wcześniej. Wycieczka nie jest bardzo forsowna, ale warto mieć porządne buty typu traperki.

Dystans łączny: ok. 5,5 km

Czas przejścia: ok. 3 godz.

Wysokość do wejścia: ok. 350 m

bieszczady-polonina-carynska
Połonina Caryńska

Połonina Caryńska

Ostatniego dnia naszego pobytu weszliśmy już na prawdziwą bieszczadzką górę, czyli na Połoninę Caryńską (1297 m npm). Podjechaliśmy na parking w Ustrzykach Górnych, stamtąd wzięliśmy busa do Brzegów Górnych, gdzie weszliśmy na szlak.

Tą trasą prowadzi szlak czerwony. W górnym odcinku jest dość stromo i ten odcinek dał nam ostry wycisk. I ile ja się wtedy nasłuchałam od córki, że ona nigdy więcej w góry nie pójdzie 😉 Jednak wszyscy daliśmy radę. Na górze faktycznie było sporo ludzi, ale widoki piękne. Jeszcze piękniejsze niż zapamiętałam ze szkolnych lat! I ta wycieczka tylko zaostrzyła mój apetyt na więcej 🙂

Informacje praktyczne:

Parkingi w Ustrzykach Górnych są płatne. My płaciliśmy 20 zł za dzień (2020 r.). Przejazd busem kosztował nas 8 zł od osoby. Wejście na teren Bieszczadzkiego Parku Narodowego płatne: 8 zł bilet normalny i 4 zł ulgowy.

Dystans łączny: ok. 11 km

Czas przejścia: ok. 5 godz.

Wysokość do wejścia: ok. 570 m

Wysokość do zejścia: ok. 660 m

bieszczady-sine-wiry-wetlinka
Rzeka Wetlinka w Rezerwacie Przyrody Sine Wiry

Rezerwat Sine Wiry

Wybraliśmy się również może nie na górską wycieczkę, ale do górskiej doliny rzeki Wetlinki 😉 Z miejscowości Polanki poszliśmy do rezerwatu Sine Wiry. To łatwa wycieczka, trasa jest raczej płaska. Największą atrakcją dla dzieci (i nie tylko) jest brodzenie w bystrej rzece i wypatrywanie sporych ryb. Jest kilka miejsc, gdzie można zatrzymać się i relaksować, ale nie warto poprzestawać na pierwszym, gdzie było najtłoczniej. Gdy pójdzie się dalej, nad rzekę z wysokiego brzegu jest zejście częściowo schodami, częściowo ścieżką. Jest tam znacznie więcej miejsca i mniej ludzi. Cała trasa zajęła nam około 4,5 godziny, ale w tym był czas na brodzenie w wodzie, odpoczynek i robienie zdjęć. Pełen relaks.

Informacje praktyczne:

Bezpłatny parking w Polankach jest niewielki i trzeba być dość wcześnie, żeby znaleźć tam miejsce. Jest jeszcze drugi parking płatny.

Dystans łączny: ok. 9 km

Czas przejścia: ok. 4,5 godz. (można znacznie szybciej bez tak długich postojów)

San-splyw-pontonowy
Spływ pontonowy Sanem

Aktywny wypoczynek i nie tylko

W ramach aktywnego wypoczynku w Bieszczadach, poza pieszymi wycieczkami, wybraliśmy się na spływ pontonowy Sanem, przejażdżkę drezynami rowerowymi, a córka również na park linowy. Ponadto pływaliśmy statkiem po Jeziorze Solińskim i kąpaliśmy się w nim w Polańczyku.

Spływ pontonami po Sanie z Sanoka do Lisznej jest naprawdę warty polecenia, ale warto zarezerwować sobie miejsca choćby ze dwa dni wcześniej. A jeśli jest Was tylko dwoje lub troje, to istnieje duże ryzyko, że „dosztukują” Wam dodatkowe, obce osoby. Można tego uniknąć, rezerwując cały ponton na wyłączność.

biesczadzkie-drezyny-rowerowe-uherce-mineralne
Drezyny na stacji w Uhercach Mineralnych

Nie polecam za to przejażdżki Bieszczadzkimi Drezynami Rowerowymi z Uherców Mineralnych. Dla mnie była ona zwyczajnie nudna, bez ciekawych widoków. W jedną stronę można troszkę się namęczyć, bo jest nieco pod górkę, ale z powrotem to już zupełnie nie ma co robić. Chyba lepiej wypożyczyć sobie rowery i wybrać się w ciekawsze okolice. Trzeba jednak zaznaczyć, że rezerwacje trzeba zrobić kilka dni wcześniej, bo mimo wszystko ta atrakcja jest bardzo oblegana.

Rejsy po Solinie organizuje kilka firm i są one atrakcyjne cenowo. Trafiliśmy na rejs Białej Floty, a bilety normalne kosztowały 20 zł, a ulgowe 15 zł za 50-minutowy rejs. Bonusem są puszczane na pokładzie historie związane z budową zapory oraz fauną i florą Jeziora Solińskiego. Niestety często są zagłuszane przez dzieci lub głośne rozmowy.

zapora-myczkowce
Zapora w Myczkowcach

Dwie zapory

Nie wszyscy wiedzą, że na Sanie zbudowano nie tylko tamę nad Soliną, która jest oczywiście największa, ale wcześniej również nad Jeziorem Myczkowskim, która znajduje się kilka kilometrów poniżej Soliny. Nie jest tak zjawiskowa, jak ta pierwsza, ale również warto się tam wybrać. Przy okazji nad Jeziorem Myczkowskim można ujrzeć niecodzienny widok – ogromne czerwone serce wykonane z krzewów. To mąż wykonał je w hołdzie swojej zmarłej żonie, z którą razem prowadził niedaleko ośrodek SPA.

serce-jezioro-myczkowskie-bieszczady
Serce nad Jeziorem Myczkowskim

Na zaporę w Myczkowcach trafiliśmy przypadkiem, zjeżdżając z głównej drogi prowadzącej do Bóbrki i wybierając tę bliżej jeziora. Wtedy też ujrzeliśmy serce na zboczu góry Suche Berdo.

zapora-solina-bieszczady
Zapora w Solinie

Za to zapora w Solinie to obowiązkowy punkt programu. Robi wrażenie swoim ogromem, choć efekt psują jarmarczne kramy ustawione z obu stron przy dojściu do tamy.

Zwiedzanie

W czasie całego wyjazdu zwiedziliśmy pięć miast: Rzeszów w drodze z Gdańska w Bieszczady, Przemyśl i Sanok podczas pobytu w Bieszczadach, Zamość w drodze do Okuninki na dalszą część naszego urlopu oraz Chełm jako wycieczka podczas pobytu nad Jeziorem Białym.

rzeszów-rynek
Na rynku w Rzeszowie

1. RZESZÓW

Rzeszów zrobił na mnie znacznie lepsze wrażenie, niż się spodziewałam. Nie byliśmy tam długo, bo był to zaplanowany postój w podróży na odpoczynek i obiad. Na rynku trafiliśmy na przejazd zabytkowych samochodów. A zawsze można spotkać Tadeusza Nalepę, gdyż właśnie tam, na ul. 3 Maja stoi jego rzeźba.

przemysl-rynek
Na rynku w Przemyślu

2. PRZEMYŚL

Przemyśl nie był w naszych planach, jednak pojawił się, gdy prognozy mówiły o całodziennych deszczach i burzach i było wiadomo, że nici z wycieczki w góry. Mimo prognoz z nieba nie spadła tego dnia ani jednak kropelka deszczu, było za to parno i gorąco. Po Przemyślu podobnie jak po Rzeszowie za wiele się nie spodziewałam, ale też mnie pozytywnie zaskoczył. Ma ciekawą, krzywą starówkę z fontanną niedźwiedzia oraz zamek. Z Zamku Kazimierzowskiego rozciąga się piękna panorama Przemyśla.

sanok-rynek
Rynek w Sanoku

3. SANOK

Sanok odwiedziliśmy przy okazji spływu pontonowego i od razu zachwycił mnie przestronną starówką z jasnymi budynkami dookoła, w tym Ratuszem. Wygląda to pięknie. Z kolei zamek raczej nie przyciąga wzroku i pełni raczej rolę wystawową. Znajdują się tam liczne zbiory ikon oraz prac Zdzisława Beksińskiego. A na ulicy 3 Maja (jak w Rzeszowie!) można na ławeczce przysiąść koło Dobrego Wojaka Szwejka.

zaość-rynek-ratusz
Rynek w Zamościu

4. ZAMOŚĆ

Zamość ma piękny rynek, a nawet trzy (!!!). Na Rynku Wielkim znajdują się ciekawe kolorowe kamienice z podcieniami. Niestety, gdy byliśmy, wszystko było pozastawiane sceną i ogródkami letnimi, więc trudno było się przyjrzeć tym kamienicom. Jest jeszcze kameralny Rynek Wodny oraz Rynek Solny z ogromną kotwicą. Co kotwica robi w Zamościu? To pamiątka ze statku PŻM, który nosił nazwę „Ziemia Zamojska”. Gdy został sprzedany, armator podarował miastu kotwicę.

W Zamościu udało nam się również pospacerować wokół fortów i przez kładki widokowe. To wszystko mało, dlatego mam ogromny niedosyt, bo miasto jest piękne.

chelm-dzwonnica
Chełm – widok z dzwonnicy

5. CHEŁM

Chełm to urocze miasteczko z podziemną kopalnią kredy, przez co budynki w mieście mogą mieć najwyżej cztery piętra. Udało nam się zwiedzić część tej kopalni, choć z powodu pandemii trasa została trochę skrócona. Na zwiedzanie trzeba się umawiać z wyprzedzeniem. Warte uwagi jest również Grodzisko z Bazyliką Narodzenia Najświętszej Maryi Panny wraz ze stojącą obok dzwonnicą, pełniącą również rolę punktu widokowego. I warto się tam wspiąć, bo widać stamtąd nie tylko sam Chełm, ale także jego okolice.

jezioro-biale-okuninka
Jezioro Białe

Odpoczynek nad Jeziorem Białym, czyli Okuninka

Jak wspomniałam wcześniej, po pierwszym intensywnym tygodniu, drugi tydzień naszego urlopu miał być bardziej wypoczynkowy. I faktycznie taki był. Spędziliśmy go w Okunince nad Jeziorem Białym tuż przy granicy polsko-ukraińsko-białoruskiej.

Okuninka to pewien fenomen, bo miejscowość żyje tylko latem, ale ma wtedy klimat nadmorskiego kurortu – plaże, pomosty, bary z jedzeniem, stragany z różnościami, dyskoteki (obecnie ze względu na Covid nie działające, ale często organizowano karaoke), wesołe miasteczko i oczywiście pełno ośrodków wypoczynkowych i prywatnych kwater. Ludzi przyciąga tu z pewnością piękne jezioro z mnóstwem piaszczystych plaż i łagodnym zejściem do wody. My również korzystaliśmy z tych plaż i chociaż ludzi naprawdę było sporo, to przy jeziorze dla nikogo nie zabrakło miejsca. Skorzystaliśmy też z możliwości wypożyczenia roweru wodnego i relaksu na wodzie.

bug-splyw-kajakowy-trojgranica
W czasie spływu kajakowego na Bugu w pobliżu trzech granic

Niedaleko, na granicy przepływa rzeka Bug, więc skusiliśmy się również na jednodniowy spływ kajakowy. Jednak ten wypad nie był specjalnie udany, gdyż dokładnie tyle ile byliśmy na wodzie, tyle czasu padał deszcz. Zostaliśmy więc przemoczeni do suchej nitki 🙁 Mimo wszystko, okoliczności przyrody, jak zawsze na rzekach, są piękne. I był to jedyny dzień podczas naszego pobytu nad jeziorem, kiedy padał deszcz! Nie mogliśmy gorzej trafić z pogodą. I żeby nie było – wcześniej dokładnie oglądaliśmy wszelkie prognozy pogody, w tym lokalne dla tej okolicy i szanse na deszcz były minimalne. Śmiałam się, że gdy tylko zbliżamy się do kajaka, to musi padać. Taka nasza rodzinna, kajakowa tradycja 😉

Podsumowanie

Z tegorocznych wakacji jestem bardzo zadowolona, gdyż miały wszystko, żebym mogła odpocząć: wyjazd z domu, ładną pogodę, sporo aktywnego wypoczynku na początku i trochę relaksu na koniec. A na dodatek, po powrocie do domu miałam jeszcze ponad tydzień urlopu, co jest nie bez znaczenia, bo miałam sporo czasu, żeby odpocząć i ogarnąć po wyjeździe. Na koniec jeszcze wykorzystaliśmy okazję i na weekend wyskoczyliśmy pod namioty nad jezioro. Więc działo się, ale wszystko z umiarem. Co prawda mam trochę niedosyt chodzenia po górach, jednak mam nadzieję, że tym razem w Bieszczady wrócę znacznie szybciej.

Dzięki, jeśli wytrwaliście aż dotąd, bo to był wyjątkowo długi wpis 😉

A jak Wam minęły tegoroczne wakacje? Zdecydowaliście się na urlop w Polsce, czy jednak odważyliście się pojechać zagranicę? A może też byliście w Bieszczadach?

FacebookFacebook