Spływy kajakowe to nasza tradycyjna, obowiązkowa rodzinna aktywność na lato. Od kilku lat wybieramy spokojne rzeki, bezpieczne dla rodzin z dziećmi, ponieważ na nasze wyprawy zawsze wybieramy się z obecnie siedmioletnią córką. W tym roku wybraliśmy Czarną Hańczę na Podlasiu, która leży za Suwałkami, w Puszczy Augustowskiej.
Czarna Hańcza to jedna z najłatwiejszych rzek na jakich byliśmy. Po pierwsze dlatego, że właściwie pozbawiona jest jakichkolwiek przeszkód, po drugie nie prowadzi przez jeziora, które mogą być niebezpieczne dla kajakarzy. A po trzecie jest niezbyt długa (od ujścia z jeziorka Postaw, tuż za jeziorem Wigry ma niecałe 50 km). Dzięki temu można pokonać ją w cztery dni krótkimi, około 12 kilometrowymi odcinkami, co oznacza 3-4 godziny pływania dziennie bez forsowania się – akurat tyle dzieci zwykle są w stanie bez problemów wytrzymać. W takich też odległościach można znaleźć dość przyzwoite pola namiotowe. Bardziej zaawansowani kajakarze spokojnie mogą pokonać tę trasę w dwa dni, ale raczej nie będzie ona dla nich specjalnie interesująca. Ale zacznijmy od początku.
Cztery dni spływu
Wystartowaliśmy ze wspomnianego już ujścia Czarnej Hańczy z jeziorka Postaw tuż za jeziorem Wigry, z miejscowości Burdyniszki. Pierwszy etap spływu doprowadził nas do miejscowości Wysoki Most (około 13,5 km). Tam zatrzymaliśmy się około 2 km za mostem po prawej stronie na polu namiotowym “U Wieśka”. Bardzo miły i rozmowny gospodarz może nam opowiedzieć kilka ciekawych historyjek. A na samym polu zaskoczył nas dziwny stwór, ni to kot ni to lew 😉
To jedno z najprzyjemniejszych pól biwakowych na trasie, z ładnym podejściem do wody, gdzie spokojnie można się wykąpać. A na dodatek można tam było wieczorem zamówić na rano od przemiłej pani przepyszne ciepłe jagodzianki z puszystego ciasta drożdżowego – jak dla mnie były to najlepsze jagodzianki na całej trasie. Na polu dostępnych jest kilka wiat i stolików. Ciepła woda w prysznicach po wcześniejszym zamówieniu i oczywiście opłacie, dostępna także sauna! Za opłatą kilkudziesięciu złotych można także zakupić sobie drewno i posiedzieć przy ognisku. Trzeba zaznaczyć, że pole to jest umiejscowione w Wigierskim Parku Narodowym, więc nie wolno tam “zdobywać” drewna z lasu.
Kolejny dzień to trasa 12,5 km do stanicy wodnej we Frąckach, około kilometra za mostem po lewej stronie, na górze widoczne są małe zielone domki. Miejsce do slipowania kajaków znajduje się kawałek za widocznym na skarpie barem i zielonymi masztami, przy niewielkiej plaży – niech nie przeraża nas widoczna na początku skarpa – nie będziemy tamtędy wnosić kajaków! Jeśli chcemy zrobić zakupy, lepiej zatrzymać się wcześniej przy moście, stamtąd blisko na stację paliw ze sklepem lub do sklepu we wsi. Ze stanicy po zaopatrzenie będziemy musieli przejść około 2 km. Miejsca do rozstawiania namiotów jest dosyć, na miejscu bar z ciepłymi posiłkami, toalety, prysznice z ciepłą wodą za opłatą. Możliwość również kąpieli w rzece ze względu na całkiem ładną piaszczystą plażyczkę. Można popłynąć, a raczej podejść wpław w górę rzeki na piaszczystą mieliznę. Właściwie we wszystkich miejscach, w których się zatrzymaliśmy była możliwość kąpieli nawet dla dzieci, ze względu na ładne wejście do wody i niezbyt wartki nurt. Rano podjechał na pole biwakowe samochód, z którego można było kupić świeże jagodzianki, które mi bardziej przypominały pączki nadziewane jagodami.
Trzeci dzień to fragment rzeki prowadzący nas do Dworczyska – to około 11 km, które raczej nas nie zmęczą – trasa nie jest długa, a nurt na tyle wartki, że można płynąć nawet bez specjalnego wiosłowania. Warto zatrzymać się na polu namiotowym z niewielkim pomostem, po lewej stronie tuż przed mostem, w oddali widać długi budynek z pokojami do wynajęcia. Sklep jest tuż za polem namiotowym.
Na polu tym również będziemy mogli zamówić na rano gorące jagodzianki. Przypominały mi one rodzaj drożdżowych racuchów z jagodami, smażonych na głębokim tłuszczu, dlatego akurat te nie bardzo mi smakowały. Na samym polu będziemy mogli spotkać nietypowego gospodarza z długim czerwonym dziobem i długimi czerwonymi nogami 😉 Trzeba uważać, żeby nie uszczuplił naszych zapasów żywności 😉
Ostatni dzień spływu to najładniejszy odcinek rzeki, prowadzący wśród lasów Puszczy Augustowskiej schylających się nad samymi brzegami. Tu możemy spotkać najwięcej niegroźnych przeszkód, w postaci zwalonych drzew. Ten odcinek doprowadzi nas do Kanału Augustowskiego. Żeby jednak nie popłynąć w kierunku Białorusi trzeba tuż przed mostem w Rygolu popłynąć w prawo – i to dosłownie “tuż przed” – rozwidlenie ukryte jest po prawej stronie w trzcinowisku jakiś metr przed mostem. Gdy chwilę później wpłyniemy na Kanał Augustowski również musimy skierować się w prawo w kierunku Augustowa i siedmiu śluz. My poprzestaliśmy na pierwszych dwóch – śluzie Sosnówek i śluzie Mikaszówka.
Na pierwszej z nich wznosiliśmy się na wysokość 2,37 m, na drugiej 2,82 m. Trzeba pamiętać, że za śluzowanie płaci się 4,08 zł od kajaka do godziny 16.00 (2016 r.), a po tej godzinie opłata jest podwójna. Po wypłynięciu ze Śluzy Mikaszówka, nad którą znajduje się most, po prawej stronie znajduje się dogodne miejsce do odebrania kajaków przez umówiony wcześniej transport. Jednak samo miejsce wyjmowania kajaków z wody nie jest najwygodniejsze, bo trzeba wyjść na uregulowany betonowy brzeg (należy zachować ostrożność!). Po drugiej stronie mostu znajduje się sklep i bar.
Wyżywienie
Na trasie musimy liczyć raczej na wyżywienie we własnym zakresie, w niewielu miejscach można spotkać jakiś bar, gdzie będziemy mogli zjeść coś na ciepło (wspominałam o takim w stanicy wodnej we Frąckach). Lepiej mieć na wyposażeniu butlę z gazem, żeby móc zrobić sobie coś ciepłego do jedzenia, lub chociaż zagotować wodę na kawę. Na dostęp do prądu raczej nie możemy nigdzie liczyć. Za to w większości miejsc znajdziemy sklep (nie zawsze tuż za rogiem), gdzie będziemy mogli zaopatrzyć się w podstawowe artykuły spożywcze.
Koszty
Ile będzie kosztował taki spływ? To na prawdę nie są duże pieniądze. Na taką eskapadę najlepiej wybrać się mniej więcej w trzy do pięciu kajaków – od czterech do ośmiu osób. Liczba osób jest o tyle istotna, że od niej będą zależeć koszty transportu – najczęściej właściciele kajaków, które pożyczamy dysponują busami, w których zmieści się do 7 pasażerów, jeżeli będzie nas więcej, będziemy musieli dodatkowo zapłacić za transport osób.
Wypożyczając kajaki najlepiej wypożyczyć je z miejsca, w którym zaczynamy lub kończymy spływ – oszczędzamy wtedy na kosztach transportu w jedną stronę.
Koszty wypożyczenia kajaków to około 30-35 zł za dzień za jeden kajak wraz z wiosłami i kapokami. Za transport kajaków i osób na Czarnej Hańczy w jedną stronę zapłacimy około 150 zł. Pola namiotowe to koszt około 8-9 zł za osobę za noc, dzieci zwykle dostają maksymalnie 50% zniżkę. Dodatkowe koszty to opłata za ciepły prysznic (około 7 zł za 10 minut), jeżeli nie wystarcza nam kąpiel w rzece i naładowanie komórki (1-2 zł). Tak więc na podstawowe koszty dla trzyosobowej rodziny płynącej w dwóch kajakach na cztery dni spływu i pięć nocy składają się:
- wypożyczenie kajaków: 120 zł
- pola namiotowe: około 100 zł
- opłata za wstęp do Wigierskiego Parku Narodowego: 2 x 5zł = 10 zł (dzieci do 7 lat bezpłatnie)
- transport: 150 zł (ewentualnie do podziału na więcej osób)
- śluzowanie: 2 śluzy po dwa kajaki to 16,32 zł
RAZEM: około 400 zł
Do tego trzeba oczywiście doliczyć koszty wyżywienia, w tym również obowiązkowe jagodzianki na trasie w cenie około 2,50 zł za sztukę i koszty dojazdu na miejsce z naszego miejsca zamieszkania.
Podsumowanie
Pola namiotowe na szlaku są dość ładne, choć brakowało mi na nich doprowadzonego do wiat prądu, z którego można by bez problemów korzystać. Przydaje się on nie tylko do ładowania komórek, ale też pompowania materacy! Prąd na polach namiotowych był już właściwie standardem na wszystkich rzekach, na których byliśmy w ostatnich latach – na Krutynii, Wdzie, Brdzie, więc teraz bardzo go brakowało. I chociaż pola namiotowe na tamtych rzekach są nieco droższe, to jednak warto zapłacić nieco więcej za komfort dostępu do prądu.
Generalnie w tym roku spływ był naprawdę bardzo udany. Pogoda dopisywała, a to od niej w dużej mierze zależy jakość spływu. Noce były ciepłe, dni upalne, deszcz pokropił tylko kilka minut na koniec spływu, dając chwilę wytchnienia od słońca. Szlak Czarnej Hańczy jest dość popularny, więc trzeba się liczyć ze sporym ruchem na rzece, szczególnie w weekendy. Jest to szlak łatwy, przyjazny dla rodzin z dziećmi, niezbyt wymagający nawet dla początkujących kajakarzy. Rzeka ma w większości nurt rzeki dość wartki, ale nie niebezpieczny. Dlatego całym sercem mogę polecić taką przygodę wszystkim, nawet jeśli nigdy dotąd nie próbowali takiej formy aktywności!
A może już byliście na spływie na Czarnej Hańczy? Jakie są Wasze doświadczenia? A może polecilibyście jakąś fajną rzekę na spływ rodzinny na przyszły rok?