Jak już pewnie wiecie, w 2019 roku biorę udział w wyzwaniu „W 12 historii dookoła świata” u Multikulturalnego. W styczniu w ramach wyzwania przeczytana historia miała dotyczyć Haiti lub Ukrainy. Ja zdecydowałam się na ten bardziej egzotyczny kraj — pewnie chciałam poczuć się jak w tropikach! Dlatego dziś przedstawiam Wam “Smak młodych dziewcząt” Dany’ego Laferriera (trochę już o tej książce pisałam na Facebooku).
Już o tym wspominałam, ale najważniejszą zasadą wyzwania jest poznawanie historii z danego kraju napisanej przez autora z tego kraju. Prawdę mówiąc, nie jest to najłatwiejsze zadanie, bo namierzenie takich tytułów samo w sobie jest już małym wyzwaniem i wymaga sporo czasu poświęconego na poszukiwania w sieci. A ja miałam jeszcze dodatkowe wymagania – chciałam, żeby była to powieść w miarę współczesna, ewentualnie reportaż. Czasami, gdy znalazłam już książkę, którą uznałam za odpowiednią, to często okazywało się, że nie jest ona dostępna w gdańskich bibliotekach. Jednak, gdy już coś namierzyłam i sprawdziłam, że jest w bibliotece, to raczej nie trzeba było tego rezerwować, bo książki te zwykle nie należą do mainstreamu.
„Smak młodych dziewcząt” Dany’ego Laferriera spełniało najważniejsze założenie wyzwania, bo autor to rodowity Haitańczyk, choć zmuszony do emigracji. Historia również dzieje się na gorącym Haiti w latach siedemdziesiątych XX wieku. Główne bohaterki to sześć nastoletnich, dość rozwiązłych, żeby nie powiedzieć „zepsutych” dziewcząt, którym czas upływa głównie na imprezach. Najważniejszym tematem ich, zwykle dość krzykliwych i raczej wulgarnych rozmów, jest seks. I w pewnych dziwnych okolicznościach pod ich dach trafia jeszcze młodszy, niedoświadczony 15-letni chłopiec, zaczytujący się w poezji i podkochujący się w jednej z nich. I to najczęściej z jego perspektywy podglądamy dziewczyny i wszystko, co dzieje się wokół nich.
Zdecydowanie najsłabszym elementem tej powieści jest jednak mało rozbudowana fabuła. Do połowy książki prawie nic się nie dzieje, poznajemy tylko codzienne życie dziewczyn. Potem akcja nabiera na chwilę tempa, żeby znów osiąść. Z tego głównie powodu czytało mi się tę książkę dość ociężale i brakowało mi w niej: „Ciekawe co będzie dalej?”.
Jednak, na całe szczęście, nie wszystko było takie słabe. Najbardziej interesującym elementem powieści jest dziennik jednej z dziewcząt Marie-Michèle. Wywodzi się ona z wyższych sfer Haiti, ale ucieka do pozostałych dziewcząt, nie mogąc znieść swojego zakłamanego domu. W dzienniku opisuje pustkę tych wyższych sfer, ich ślepotę na otaczającą rzeczywistość, panującą wokół biedę. To z zapisków Marie-Michèle najwięcej można dowiedzieć się o życiu Haiti w latach 70-tych XX-go wieku. I to chyba największa wartość, jaką można osiągnąć z przeczytania tej książki.
Jak mogłabym zatem podsumować „Smak młodych dziewcząt”? Nikomu nie bronię jej czytać, ale też specjalnie nie zachęcam. Pewnie można znaleźć lepszych reprezentantów literatury haitańskiej. Haiti w tym wydaniu nie skradło mojego serca, choć podróży na tę egzotyczną wyspę bym nie odmówiła.
Z jakiego najbardziej egzotycznego kraju książkę ostatnio czytaliście? A może czytaliście “Smak młodych dziewcząt”? Podobała się Wam?