„To wcale nie jest tak, że średnio każda zebra na świecie jest szara”. Tak sobie właśnie pomyślałam, że ta recenzja mogłaby składać się z samych cytatów, przynajmniej wszyscy choć raz uśmialiby się na moim blogu. Nie ma tak dobrze. Parę słów od siebie jednak dodam. Ewentualnie parę przecinków. I kropek. Nie uważacie, że to przypomina trochę pisanie pracy licencjackiej, kiedy wstawiamy pomiędzy cytaty kilka własnych słów: i, oraz, a także?
Nie wiem, jak to się stało, że przez wszystkie lata mojego studiowania ekonomii (i dziedzin pokrewnych) na trzech różnych uczelniach ominął mnie taki przedmiot jak statystyka. I czy się z tego cieszyć, czy raczej żałować. Gdybym miała takiego wykładowcę, jak Janina to na pewno bym nie żałowała. W innych przypadkach nie byłabym tego taka pewna!
Bloga Janina Daily czytam już od kilku lat mniej lub bardziej intensywnie, ale zawsze z uwielbieniem. Zresztą na pewno sami go znacie, bo kto jej nie zna? A mieliście okazję przeczytać pierwszą książkę Janiny Bąk „Statystycznie rzecz biorąc. Czyli ile trzeba zjeść czekolady, żeby dostać Nobla”? Już sam podtytuł brzmi smakowicie, prawda?
Na początek: Czy wiecie, że istnieje matematyczny wzór na dobre piwo?*
Czy książka z takim rozdziałem, nawet jeśli jest o statystyce, może być nudna? Ona jest raczej jak fajne spotkanie przy piwku, gdzie wszyscy z każdym kolejnym kuflem są coraz milsi i głośniej się śmieją. I tak jest w tym przypadku. Możecie zrobić sobie wyzwanie: komu uda się przeczytać tę książkę ani razu nie parskając śmiechem? To jest mniej wykonalne niż ułożenie naszych puzzli, z którymi męczymy się miło spędzamy czas już od dwóch tygodni. A to nasze drugie podejście. Pierwsze zakończyło się wygraną 1:0 dla puzzli!
Czy 117% Polaków może się mylić?
Książka wykłada prawdy statystyczne, ale możecie tego nawet nie zauważyć, bo autorka wplata je zręcznie w anegdotki z nie tylko swojego życia. Dowiecie się wiele o wykresach i interpretacji danych. To zdecydowanie moje ulubione zagadnienia w tej książce, może dlatego, że są mi najbliższe. I przy okazji ten rozdział uratował jeden mój wykres, któremu ktoś ukradł opis jednej osi.
„A łącznie to w tej sondzie wypowiedziało się 143% naszego narodu, więc jeśli jesteście ludźmi, którzy w czasie lekcji matematyki byli zajęci zlizywaniem lukru z wszystkich pączków w pobliskiej cukierni, to już tłumaczę: 143% to całkiem dużo”.
Nie ma jednak nic bardziej przemawiającego nam do wyobraźni jak przykład prosto z podwórka:
„[…] trudno oczekiwać, że jak sobie zwerbujemy trzy osoby spod sklepu monopolowego, najlepiej po godzinie osiemnastej i po półlitrówce (niejednej), i każemy im trzasnąć sudoku, to z takich danych uzyskamy rzetelne wnioski dotyczące zdolności poznawczych całej populacji”.
Ile trzeba zjeść czekolady, żeby dostać Nobla?
Jednak może być znacznie trudniej, bo Janina, zadając tytułowe pytanie, przemyca wiedzę o korelacjach i regresji statystycznej. Trudne słowa, ale Janina na swoim blogu tak często je powtarza, że chyba już wszyscy się z nimi osłuchali, prawda? Czy można bardziej osłodzić taką wiedzę, niż wykąpać ją w całym morzu czekolady? Nie zdradzę Wam jednak odpowiedzi na pytanie o związek tego najlepszego słodycza z Noblem, bo nie będę Wam przecież psuć zabawy, prawda?
Autorkę można pokochać za absolutnie odjechane porównania i metafory. Gdy ona zaczyna od definicji, to (parafrazując) po to, żebyście wszyscy mogli na jej widok stanąć w płomieniach, a następnie, żeby ona mogła to ugasić lodowatym prysznicem edukacji. Jednak może być jeszcze lepiej:
„Wyobraźmy sobie taką sytuację: sobota, dzień tak przyjemny, że życie pluszem wykłada ziemię, po której stąpacie, miodem dosładza gorzką pigułkę dni roboczych, z czułością nosi Was po świecie tak dobrym i czystym, że słychać w nim tylko śpiew ptaków, śmiech dziecka i gdzieś tam daleko rozkoszny szelest spadającego kursu franka”.
Gdy czytam takie zdanie, to od razu chcę poćwiczyć swoją własną kreatywność w budowaniu pięknych zdań, które będą nieco dłuższe niż „Jest sobota”. Skoro już jesteśmy przy najpiękniejszym dniu tygodnia, to nie zabraknie nam odpowiednich weekendowych rozrywek:
„Załóżmy jednak, że nie macie czasu spróbować wszystkiego z monopolowego, no nie jesteśmy już na studiach. W jaki sposób wybrać najwspanialszy wykres z tej życiowej cukierni wizualizacji danych?”.
Na koniec: Dlaczego wciąż się wzruszam na myśl o bezdomnych lamach?
W książce jest śmiesznie, pluszowo, absurdalnie, przewija się przez nią cały katalog zwierząt różnorakich, ale Janina przekonuje nas przede wszystkim, że statystykę da się lubić. Co więcej, że jest również użyteczna, ale nie należy jej ślepo wierzyć.
Nie można oczywiście pominąć zabawnych rysunków Beaty Smugaj, które wyśmienicie okraszają tę statystyczną mozaikę 😉 A serio, to książkę polecam wszystkim, którzy kochają poczucie humoru Janiny i nic nie wiedzą o statystyce. Chociaż jak coś wiedzą, to też polecam, bo się przekonają, że o statystyce wcale nie musi być nudno.
* wszystkie śródtytuły są tytułami rozdziałów książki Janiny Bąk „Statystycznie rzecz biorąc”
PS. Wpis o innych przeczytanych przeze mnie książkach znajdziecie np. tutaj.