Jak dużo czasu zajęło Ci dojście do wniosku, że mimo wielu starań jednak nie jesteś idealna? A może cały czas macie nadzieję, że jednak uda Ci się osiągnąć ten doskonały stan?
Ja mam czasami rozdwojenie jaźni – z jednej strony wiem, że nikt nie jest idealny, a perfekcyjna pani domu może być jedynie w programie TV. Ale z drugiej strony chciałabym wszystko robić dobrze, a może nawet lepiej niż inni. I nie zawsze mi to wychodzi. A może nawet częściej niż „nie zawsze”.
Z jednej strony jesteśmy bombardowani różnymi dobrymi radami: powinnaś dbać o zdrowe żywienie, zbilansowane posiłki, dostateczną ilość ruchu dla siebie i Twojego dziecka, unikać przetworzonej żywności, najlepiej wszystko przygotowywać w domu z ekologicznych produktów, piec sama chleb i robić wędliny. Ponadto 5 minut dziennie na masaż twarzy to chyba nie tak wiele? Pamiętaj o codziennej pielęgnacji twojego ciała, trzy minuty w zupełności wystarczą na wklepanie kremu przeciwko zmarszczkom, rozstępom, „pajączkom” lub co tam akurat potrzebujesz. Nie zapomnij poczytać dziecku wieczorem, sama oczywiście też powinnaś zagłębić się w jakąś relaksującą lekturę przed zaśnięciem. Ach, jeszcze tylko zetrzyj blaty w kuchni wieczorem, zmyj po kolacji, wstaw pranie, bo przecież to wszystko zajmuje tylko chwilkę. Nie przygotowałaś jeszcze czegoś do ubrania dla siebie i dla dziecka na następny dzień? Nie przejmuj się, trzy minutki powinny wystarczyć. Och, jeszcze paznokci nie pomalowałaś? Dobrze, że masz lakier schnący w 30 sekund!
Znasz to? Próbujesz robić wszystko, bo:
- tak wypada,
- tak trzeba,
- twoja mama tak robiła,
- tak piszą w czasopismach/na blogach/portalach,
- koleżanki na wszystko znajdują czas,
- bo perfekcyjna pani domu nie odpuszcza?
Udaje ci się to wszystko? Założę się, że większość ma z tym problem. Oczywiście, czasami zdarzają się jednostki dobrze zorganizowane, które radzą sobie z wszystkim całkiem nieźle, ale tak naprawdę większość z nas nie dochodzi do takiej perfekcji.
Mnie często wtedy dopadają wyrzuty sumienia, że nie jestem dość dobra, że inni radzą sobie lepiej, a ja jestem jakaś taka nieudolna, czas przelatuje mi między palcami itp. Ogarnia mnie niemoc i zniechęcenie – skoro nie radzę sobie z wszystkim, to po co w ogóle się starać? Też tak macie?
Myślę, że teorię większość z nas ma w małym paluszku – wiemy, że:
- nikt nie jest idealny,
- niektóre sprawy trzeba odpuszczać,
- trzeba delegować obowiązki w rodzinie,
- warto planować i organizować się.
Jednak wszystkie jesteśmy tylko ludźmi i w praktyce nie wszystko to nam wychodzi, albo po prostu trudno te wszystkie mądrości mieć zawsze w głowie na pierwszym planie.
Jak ja sobie z tym radzę?
Dokonałam pewnego odkrycia – otóż naprawdę nie jestem idealna! Aż trudno w to uwierzyć, prawda? Tak na serio to staram się wdrażać pozostałe trzy „ludowe mądrości”, tj. odpuszczam niektóre sprawy, np. nie muszę mieć pięciu zajęć dodatkowych dla siebie lub dziecka w tygodniu, wystarczą jedne, mądrze wybrane. Dzięki temu nie muszę codziennie po pracy gdzieś gonić, jeździć, martwić się, czy zdążę z jednego końca miasta na drugi. Po drugie zostawiam dziecku czas na zabawy w domu lub na podwórku, sobie czas na odpoczynek, niezbędne prace domowe lub różne nieplanowane okoliczności, takie jak wizyta u lekarza, szkolenia, spotkania ze znajomymi czy po prostu relaks i ładowanie akumulatorów.
Po drugie staram się delegować obowiązki. Zauważcie, że napisałam „staram się”. Wiem, że nie jest to łatwe, bo nasi małżonkowie najczęściej nie są zbyt chętni do współpracy. Czasami mam wrażenie, że specjalnie robią coś źle, żebyśmy nigdy więcej im tego nie zleciły! Wiem, że poproszenie mojego o powieszenie prania, to ogólnie rzecz mówiąc – dwa razy więcej pracy dla mnie przy prasowaniu. Ja staram się odpowiednio strzepywać mokre ubrania i tak je wieszać, żeby w maksymalnym stopniu ograniczyć prasowanie. Takie proste czynności minimalizują ilość rzeczy do prasowania o około 80-90%! Ale mojemu mężczyźnie to wszystko jedno jak powiesi, przecież nie on to prasuje. Za to całkiem sprawnie odkurza, myje podłogi (osobiście nie robię tego prawie nigdy) i naczynia, chowa je (nie cierpię tej czynności, już wolę zmywać), chętnie robi zakupy. Staram się więc te prace przekazywać jemu. Dodatkowo, gdy akurat jest w domu, proszę go o wykonanie jakiś dodatkowych prac, na które ja akurat nie mam czasu, albo po prostu ochoty, np. wyczyszczenie kratek wentylacyjnych, porządek w szafce ze śmieciami pod zlewem, posprzątanie balkonu lub piwnicy, odkurzenie pod łóżkami itp. Tu moja inwencja jest całkiem spora. W końcu nie mogę dopuścić do tego, żeby cały dzień leniuchował!
I po trzecie: próbuję planować. Nie zawsze da się to zrobić idealnie, ale najważniejsze sprawy zapisuję w kalendarzu, aby nic ważnego mi się nie umknęło. Robię listy zakupów, nawet z wyprzedzeniem, tj. zapisuję na kartce rzeczy, które się kończą i trzeba je kupić przy najbliższej wizycie w sklepie. Tworzę też listy sprzątania i z przyjemnością wykreślam kolejne punkty, szczególnie te, których sama nie musiałam robić ;).
W tym wszystkim nie dążę do doskonałości, staram się za to na tyle opanować swoje życie, żeby móc czerpać z niego przyjemność, żeby móc w rozsądny sposób podzielić swój czas pomiędzy pracę, rodzinę, obowiązki domowe, własny rozwój i relaks. Często to się nie udaje, ale próbuję wypracować sobie na to najlepsze metody.
A Ty na ile jesteś idealna?