W wiosennej edycji wyzwania “Kameralna szafa 10×10” wzięłam udział spontanicznie. Chociaż przyglądałam się wcześniejszym edycjom tego wyzwania, organizowanego przez Dorotę z bloga Kameralna, to nie spodziewałam się, że sama będę miała odwagę, żeby w nim wziąć udział. Jednak, gdy zobaczyłam ogłoszenie, że wyzwanie startuje, postanowiłam się z nim zmierzyć, dlatego w ostatniej chwili znalazło się w moich wiosennych planach, o czym mogliście przeczytać tutaj.
Wyzwanie “Kameralna szafa 10×10” – na czym polega?
Wyzwanie jest praktycznym ćwiczeniem budowania własnej szafy kapsułkowej, czyli takiej, która składa się z ograniczonej liczby ubrań, ale pasujących do siebie. W samym wyzwaniu wybieramy 10 ubrań (w tym buty), które będziemy nosić przez kolejne 10 dni i tworzyć z nich ciekawe zestawy. Do tej liczby nie wliczamy odzieży wierzchniej, bielizny ani dodatków.
Co wybrałam do wyzwania?
Wybierając rzeczy do wyzwania, musiałam wziąć pod uwagę co najmniej dwie kwestie: pogodę i planowany weekendowy wyjazd pociągiem na Blog Conference Poznań. Pogoda była jedną wielką zagadką, ale spodziewałam się raczej umiarkowanych, wiosennych temperatur. Stąd w wybranym zestawieniu tylko jedna koszulka z krótkim rękawkiem. Na wyjazd natomiast musiałam mieć coś wygodnego, nie przesadnie eleganckiego. No i oczywiście musiałam wybierać z tego, co mam w szafie, a nie z tego, co dopiero planuję mieć 😉
Moje 10 sztuk to:
- jasne dżinsy (Big Star),
- czarne rurki (Orsay),
- bawełniana koszulka w paski z krótkim rękawkiem (H&M),
- bawełniana bladoróżowa bluzka z rękawem 3/4 (Reserved),
- bladoniebieska bluzka z wiskozy z dwoma kieszeniami z przodu i rękawem 3/4,
- bladoniebieska bawełniana koszula (H&M),
- bawełniana jasnoszara bluzka z długim rękawem (H&M),
- czarna marynarka (second-hand),
- czarne skórzane szpilki,
- szare trampki w srebrne groszki.
Wybrałam dwie bluzki, co do których nie miałam przekonania: w poprzeczne paski (bo przy moich gabarytach taki wzór chyba się nie sprawdza, choć bardzo mi się podoba) i w kolorze pudrowego różu (bo wydaje mi się, że ten kolor zlewa się ze mną).
Do wyzwania nie wybrałam żadnej spódnicy ani sukienki, bo akurat szukam jakiś wiosennych płaskich butów, które by się do nich nadawały. W najgorszym razie czarnych lub granatowych balerin, ale najlepiej na niewielkim podwyższeniu. Oczywiście do spódnicy czy sukienki najlepiej wyglądają obcasy, ale muszę mieć możliwość ich zmiany na niższe buty, szczególnie w drodze do lub z pracy. Dlatego do wyzwania wybrałam tylko spodnie. A zakup butów to na razie porażka. Może zdążę kupić je do przyszłej wiosny 😉
Moje zestawy
Pierwsze trzy dni nie wypadły najlepiej, ale dzięki uwagom dziewczyn z grupy Slow life&slow fashion na FB, dalej było chyba trochę lepiej. Sama zresztą dopiero na zdjęciach widzę, że nie zawsze wszystko jest w porządku. Przykładem są jasne dżinsy, które lubię za wygodę, ale okazuje się, że to nie mój fason. Już od jakiegoś czasu szukam zresztą ciemnych dżinsów o innym kroju, ale na razie bez sukcesu.
Okazało się także, że marynarka ma dla mnie zły kolor i długość – jak napisały dziewczyny “każdy inny kolor byłby dla mnie lepszy od czarnego” 😉 Tu się całkiem zgadzam, bo od pewnego czasu staram się unikać czarnego blisko twarzy, choć kiedyś był to mój ulubiony kolor i jeszcze kilka rzeczy w tym kolorze zostało w mojej szafie. Marynarka powinna być za to nieco dłuższa, żeby nie kończyła się dokładnie na biodrach. Będę musiała w sklepach przymierzyć marynarki w rożnych długościach i kolorach. Po pierwszej prezentacji marynarki zrezygnowałam z niej w dalszych stylizacjach. Za to do niektórych zestawów wprowadziłam dżinsową katanę jako odzież wierzchnią i granatowy podkoszulek.
Z wszystkich moich zestawów najbardziej podoba mi się ten z dnia 4 i 10 oraz 7. A Wam?
Co sprawiało mi trudności w wyzwaniu?
pogoda
Spodziewałam się umiarkowanych temperatur, a tu w środku wyzwania zrobiło się lato. Ja tymczasem miałam tylko jedną letnią koszulkę. Na szczęście koszula i błękitna bluzka były dość przewiewne. Za to na koniec wyzwania zrobiło się dość zimno, więc najchętniej wskoczyłabym jeszcze w jakiś sweterek, ale jakoś dałam sobie radę bez niego.
dodatki
Dodatki zawsze były moją słabą stroną i nie umiem za bardzo “podkręcić” nimi stylizacji. Więc zwykle prawie ich nie stosowałam, albo tylko coś drobnego. Jednak na zdjęciach widzę, że te drobiazgi, które zwykle używam (łańcuszek i kolczyki z kryształowymi serduszkami) są bardzo mało wyraziste. Lepiej prezentują się korale lub szal. I szminka w intensywnym kolorze, którą kupiłam sobie w czasie trwania wyzwania. W najbliższym czasie na pewno będę chciała zaopatrzyć się w odpowiednie dodatki, żeby zwykłe zestawy trochę ożywić. Na wspominanej grupie na FB obserwowałam, jak niektóre dziewczyny świetnie urozmaicały zwykłe zestawy właśnie dodatkami i dlatego mam ochotę na małą odmianę.
zdjęcia i pozowanie
To było dla mnie największym wyzwaniem w tym wyzwaniu! Nie lubię siebie na zdjęciach i uważam, że jestem niefotogeniczna. Do tego nigdy nie wiem, jak stanąć, żeby wyjść korzystniej na zdjęciu. Ogólnie – robienie sobie codziennie zdjęć i ich publikowanie było dla mnie tzw. wyjściem ze strefy komfortu. Jednak nie żałuję, bo po pierwsze otrzymałam dużo cennych wskazówek, a po drugie z każdym kolejnym dniem stawanie przed aparatem było łatwiejsze. Do pełnej swobody i polubienia tego jest jednak jeszcze daleko 😉
pranie
Przy takiej ograniczonej liczbie ubrań problemem było pranie. Gdy wróciłam z Poznania – trzy dni przed końcem wyzwania – musiałam prawie wszystko wyprać, więc ósmego dnia miałam do wyboru łącznie trzy sztuki odzieży 😉
Wnioski z wyzwania
Wyzwanie powinno przynieść nam jakieś korzyści, a tych nie brakuje. Co mogę do nich zaliczyć?
- dobrą zabawę, bo fajnie było zmierzyć się z tak bardzo ograniczoną liczbą rzeczy;
- spojrzenie na siebie na zdjęciach – zwykle oglądamy się najwyżej w lustrze, ale to niekoniecznie to samo, na zdjęciach widać zdecydowanie więcej, więc gdy zastanawiamy się, czy nam coś pasuje, najlepiej zróbmy sobie zdjęcie i dopiero wtedy oceńmy; ponadto obserwowałam swoje pozy i stwierdziłam, że na zdjęciach lepiej wyglądam na wprost niż bokiem;
- wskazówki innych – szczególnie na grupie na FB, o której wspominałam, dziewczyny chętnie udzielały porad, wiele dowiedziałam się o fasonach i kolorach oraz o tym, że zdecydowanie dobrze robią mi pionowe linie;
- doprecyzowanie, jakich fasonów powinnam szukać w przyszłości, a z którymi zupełnie dać sobie spokój;
- kolorystyka – dążyłam do spójności kolorystycznej w swojej szafie, a te wybrane do wyzwania ubrania uważam, że są pod tym względem dobrze dobrane; chociaż zastanawiam się jeszcze nad analizą kolorystyczną, bo być może moje ulubione szarości wcale nie są dla mnie najlepsze.
Jak myślicie, jak wypadłam w wyzwaniu? Braliście kiedyś udział w podobnych eksperymentach? Jeśli tak, to jakie macie z nich wnioski? Ciekawa jestem Waszych opinii, więc proszę podzielcie się nimi w komentarzach 🙂