Marzec minął mi wyjątkowo szybko i dość pracowicie. Oglądając się teraz wstecz, zastanawiam się, co takiego miłego miał dla mnie ten miesiąc? W pierwszej chwili aż trudno mi sobie coś konkretnego przypomnieć, a przecież miesiąc dopiero się skończył! To utwierdza mnie, że takie systematyczne zapisywanie najlepszych rzeczy z naszego życia naprawdę ma sens, bo nasza (a przynajmniej moja) pamięć jest zdecydowanie niedoskonała.
O tegorocznym marcu łatwiej byłoby mi się wypowiadać w negatywnych kategoriach – czego nie zdążyłam zrobić, co mnie rozczarowało itp., ale przecież zawsze jest coś, z czego można się cieszyć, prawda? Co zatem dobrego miał dla mnie marzec?
Zachwycająca książka
Tutaj nie muszę się długo zastanawiać, bo zdecydowanym faworytem jest “Zamek z piasku, który runął” Stiega Larssona, czyli trzecia część słynnej trylogii Millennium. Sięgając po kolejne tytuły jakiejś serii, zwykle obawiam się rozczarowania. A u Larssona nie ma czegoś takiego – każda kolejna część jest lepsza niż poprzednia, chociaż wydaje się to niemożliwe. Ten kryminał pochłonął mnie na kilka długich marcowych wieczorów i skradł każdą wolną chwilę. Gdyby uchował się jeszcze ktoś, kto nie czytał tej pozycji – zdecydowanie polecam!
Zachwycające danie
Domowe sushi. Postanowiliśmy zrobić sobie domową ucztę sushi i choć nie każdy kawałeczek tego dania wyszedł mi idealny, to każdy smakował wyśmienicie 😉 Tym bardziej że były przygotowane dokładnie z tym, z czym lubimy. Z takiego własnej roboty sushi, szczególnie zadowolona jest córka, bo ona lubi tylko z krewetkami i surimi, więc teraz mogła objeść się do woli 😉 Domowe sushi robię już któryś raz z rzędu, ale najlepiej wychodzą mi hosomaki, więc tym razem postawiłam na takie małe, jednoskładnikowe rolki, idealne również dla dzieci i według mnie najłatwiejsze do wykonania!
Zachwycający koncert
O koncercie familijnym “Cztery pory roku dla dzieci” Vivaldiego w Filharmonii Bałtyckiej pisałam Wam już tutaj. I chociaż nie wszystko było idealne, to możliwość obcowania z taką muzyką zawsze mnie zachwyca. To takie chwile, które pozwalają oderwać się od codzienności, a przy okazji zapoznać dziecko z piękną muzyką. To możliwość pokazania mu różnych rodzajów sztuki i mam nadzieję, że takie przeżycia kiedyś zaprocentują 🙂
Ulubione zdjęcie
Moje ulubione zdjęcie w tym miesiącu zrobiłam na plaży w Sopocie, podczas krótkiego niedzielnego spaceru. W ten jeden weekend zaszczyciła nas wiosna, choć od morza nadal czuć było dość ostre powietrze. W ogóle ten miesiąc był dość domowy, bo rzadko pogoda pozwalała na jakąś dłuższą aktywność na świeżym powietrzu. Naprawdę trochę mi już tęskno za weekendowymi wypadami gdzieś za miasto…
Zachwycające zajęcie
Na eko-pokaz mody do szkoły robiłam ekologiczną suknię dla córki. I przy tej okazji odkryłam, jakim super zajęciem jest tworzenie z papieru. Z papierowych tutek robiłam małe kwiatki, które przyklejałam na gorset sukienki. Już samo robienie tutek jest bardzo wyciszającym zajęciem. Nie miałam jeszcze okazji tworzyć z nich jak z wikliny, ale bardzo pociąga mnie ta opcja. Chyba odkryłam moje nowe hobby 😉
Na dziś to tyle, jeśli chodzi o krople zachwytu nad marcem. Mam nadzieję, że kwiecień przyniesie więcej radości i że w końcu przyjdzie wiosna 🙂
A co miłego przyniósł Wam marzec? Zachwyciło Was coś szczególnie, czy musielibyście się dłużej nad tym zastanowić?