Moja twórcza sobota

Moja twórcza sobota

Sobota to taki dzień w moim tygodniowym rozkładzie, za którym tęsknię od poniedziałku, a gdy przychodzi, to mnie denerwuje. Bo wyobrażam sobie, że szybko napiszę tekst na bloga, a potem usiądę sobie w wygodnym fotelu, z kocykiem, ciepłą herbatką i dobrą książką, ale rzeczywistość zawsze układa się inaczej. Jak zatem wygląda moja twórcza sobota?

W sobotę mój mąż najczęściej pracuje, więc w domu jestem sama z córką.

7.30-8.00 Budzę się sama – w sensie bez budzika. Czasami o ósmej, częściej 7.00 – 7.30. W tygodniu wstając rano do pracy, zawsze myślę sobie, jak to w sobotę wyśpię się za cały tydzień! Pośpię co najmniej do 9.00! I co? Mój organizm w sobotę wcale nie ma ochoty spać do 12.00, tylko budzi mnie stosunkowo wcześnie. No cóż, przynajmniej w spokoju wypiję sobie kawę i poczytam książkę.

8.00 Wstaję, dokonuję porannych ablucji.

8.10 Wstawiam wodę na kawę. W międzyczasie ścieram parę okruszków z blatów. Widzę parę naczyń leżących smętnie w zlewie.

8.15 Zalewam kawę, próbując zignorować naczynia, ale myślę sobie: „Przynajmniej będę miała je z głowy”. Zmywam szybko, w międzyczasie układając sobie listę rzeczy do zrobienia na ten dzień.

8.25 Gdy tylko kończę, próbuję ją szybko wpisać do mojego notesu, żeby z satysfakcją móc później odhaczać zrobione rzeczy. Znów lista niebezpiecznie się wydłuża, pewnie nie dam rady tego wszystkiego dzisiaj zrobić. OK, trzeba pomyśleć, co jest dziś dla mnie najważniejsze? Napisać artykuł na bloga. Wiadomo, że obiad też nie mogę odpuścić. Przydałoby się zrobić pranie, bo inaczej w poniedziałek nie będzie żadnych czystych ubrań w szafie mojej córki. Co jeszcze? Trzeba z nią doczytać do końca lekturę. I podlać kwiatki, bo w końcu padną, a zawsze o nich zapominam. Przydałoby się zrobić plan postów na funpage’a i napisać kilka na następny tydzień. No i odkurzyć by się przydało, już nie mówiąc, że łazienka też nie pogardziłaby sprzątaniem. I jeszcze trzeba by wszystkie rachunki z ostatniego tygodnia wpisać do Excela.

8.45 No dobra, najpierw śniadanie dla siebie i córki.

9.15 Jakimś cudem znów pełno naczyń do mycia. Zmywam, a przecież miałam dziś mieć już to z głowy. A co na ten obiad? Dobrze, że mam coś w zamrażalniku, to wyjmę. Pieczony kurczak zawsze sprawdza się w przypadku mojej wybrednej pod tym względem córki.

9.30 No dobra, to teraz to, co najważniejsze – siadam do komputera i coś napiszę. Najpierw zrobię sobie jeszcze kawkę. A może wstawię też pranie, niech się pierze w międzyczasie. Miałam zmienić i wyprać pościel. No dobra, muszę ją najpierw zdjąć. Warto też przewietrzyć sypialnię. To zetrę jeszcze tylko te kurze na półkach.

10.00 W końcu pranie wstawione, kawa już prawie zimna. Siadam do komputera. Ciekawe, co w poczcie. Trzeba zajrzeć, bo przecież może tam czeka na mnie jakaś super oferta współpracy, a ja nie odpisuję! Jeszcze przejdzie mi coś koło nosa.

10.15 Nie ma nic ciekawego, ale jakieś komentarze są na blogu. Wypadałoby odpowiedzieć jak najszybciej. Jeszcze minutka i będę mogła w końcu zająć się nowym tekstem na bloga.

10.45 Teraz to już naprawdę siadam i piszę!

11.00 Zimna kawa się skończyła, chyba zrobię sobie drugą. I zaraz wracam.

11.25 „Mama, dasz mi coś do jedzenia? Zgłodniałam!” No dobra, trzeba dziecku coś zrobić na drugie śniadanie.

11.40 Piszę dalej. Właściwie to zaczynam, bo tytuł i dwa zdania, to jeszcze nie artykuł. Dobrze, że mam chociaż jakiś plan. Teraz to już pójdzie szybko.

12.10 „Mamo, a wiesz, że dinozaury …”. Zostaję brutalnie wyrwana ze skupienia nad moim najlepszym w życiu tekstem. „Eeee, jakie dinozaury?” – pytam mało inteligentnie, cały czas wpatrując się w ekran. „No, te w bajce. One mają takie …”. Zanosi się na dłuższą opowieść, a ja nie chcę tracić wątku. „Kochanie, możesz mi to później opowiedzieć, bo teraz jestem zajęta?” próbuję wybrnąć, ale wypowiadając ostatnie słowa, wiem, że to nic nie da. „Znów piszesz tego swojego bloga?”. Potwierdzam, coraz bardziej pogrążając się w poczuciu winy. „Ciągle tylko go piszesz i piszesz”. „Nie ciągle, bo tylko w sobotę mam trochę czasu, żeby coś napisać” próbuję się tłumaczyć przed własną córką. „Jak masz wolne to albo sprzątasz, albo piszesz bloga!” Cóż, w sumie prawda. Ale wtedy wpadam na zabójczy pomysł: „Może chcesz iść na dwór?”. „Tak!” słyszę radosny okrzyk i oddycham z ulgą. Tanim kosztem kupiłam sobie jeszcze chwilę spokoju.

12.25 Może jednak zdążę jeszcze coś napisać, zanim będę musiała zająć się obiadem.

13.15 Prawie trzy czwarte artykułu napisane. Szkoda mi się teraz odrywać, ale muszę jednak zająć się obiadem. Przygotowuję kurczaka, obieram ziemniaki, przygotowuję brokuły.

13.35 Przypomniałam sobie, że pranie się już zdążyło wyprać. Trzeba je powiesić.

13.55 Mała biega jeszcze na dworze, to mogę jeszcze trochę usiąść do tekstu na bloga. Mam jakieś 15 minut zanim wstawię obiad.

14.10 Wstawiam kurczaka, będzie gotowy za godzinę. W międzyczasie odkurzam i myję łazienkę. Trzeba małą zgarnąć z podwórka.

15.00 Wszyscy w domu, za chwilę podaję obiad.

Moja twórcza sobota

Tak właściwie tutaj mogłabym skończyć opowieść o mojej „twórczej” sobocie 😉 Po południu już rzadko mam czas na kreatywne myślenie. Cieszę się, gdy cały tekst uda mi się napisać do południa, wtedy wieczorem mogę jeszcze usiąść do jego edycji, przygotowania zdjęć, sprawdzenia itp. nudnych, ale koniecznych czynności przed publikacją na blogu. Jeśli się to nie uda, to często tracę do niego serce i trudno mi go skończyć. Tak jest właśnie z tym tekstem 😀

Wiem, że nie jestem mistrzem dobrego planowania dnia, ale wiem, które rzeczy mnie rozpraszają. Na niektóre mam wpływ (jak poczta, FB, czy prace domowe), na niektóre nie bardzo – córkę trudno zamknąć w najwyższej wieży na trzy godziny 😉 Ale i tak staram się dla Was zawsze napisać coś interesującego – jeśli nie w sobotę, to w inny dzień.

Jak radzicie sobie z pisaniem? Kiedy jest dla Was najlepszy czas na tworzenie postów lub inne kreatywne zajęcia, jeśli nie jesteście blogerami?

FacebookFacebook