Czym zajmowałam się w swoim życiu?
Niestety nie miałam jakiś spektakularnych ani ekstremalnych zajęć w swoim życiu, żeby się tutaj nimi pochwalić. Moje zajęcia (przynajmniej w większości) były dość typowe i pewnie większość z Was się ich podejmowała. Od czego zaczęłam?
1. Mycie szyb samochodów na stacji benzynowej
Nie pamiętam, ile miałam wtedy lat, pewnie około 16, gdy w czasie wakacji z moją przyjaciółką wpadłyśmy na pomysł mycia szyb samochodom na stacji benzynowej. Zainwestowałyśmy w ściągaczki i płyn do szyb, jakieś gąbki i szmatki wzięłyśmy chyba z domu. Obeszłyśmy kilka większych stacji w okolicy i okazało się, że na wszystkich już takie usługi są oferowane. W końcu wylądowałyśmy na małej, dość zapyziałej stacji benzynowej, na dodatek w jakiejś bocznej uliczce. Jak się możecie domyślać, ruch był tam raczej niewielki, a liczba chętnych do mycia szyb jeszcze mniejsza. Najbardziej z tej pracy pamiętam nudne wysiadywanie na krawężniku i czekanie na samochód. Nie pamiętam już, czy wytrzymałyśmy tam chociaż tydzień, pewne jest, że nasz zarobek był naprawdę mizerny.
2. Sprzedaż obnośna
Zastanawiałam się, czy nie pominąć tego punktu, bo moja kariera obnośnego sprzedawcy plamoodpornych obrusów i składanych okularów przeciwsłonecznych trwała równie krótko, jak na stacji benzynowej, ale pod jednym względem była ona bardzo ważna. Miałam wtedy 18 lat i chciałam jakoś zarobić na wakacje. Trafiłam do jakieś firmy zajmującą się taką sprzedażą. Na początku był dzień jakiegoś szkolenia, codziennie rano i popołudniu dziwne spotkania motywacyjne, cele sprzedażowe i tzw. „dzwonki”, gdy komuś udało się te cele osiągnąć. Wytrzymałam tam tylko kilka dni, obnośny sprzedawca był ze mnie marny, więc prawie nic nie zarobiłam, ale praca warta jest wspomnienia z jednego powodu – właśnie tam spotkałam swojego przyszłego męża 🙂
3. Sprzedaż na straganie owocowo-warzywnym
Gdy tylko porzuciłam sprzedaż obnośną, kuzynka załatwiła mi pracę na straganie owocowo-warzywnym. Taka sprzedaż szła mi znacznie lepiej. Cały dzień spędzałam wtedy na nogach, dźwigałam jakieś ciężkie skrzynki i podjadałam trochę owoców. Największą trudnością było szybkie przeliczanie starych nominałów na nowe i odwrotnie, bo było to krótko po denominacji (pewnie młodsi czytelnicy nawet tego nie pamiętają 😉 ) Zarabiałam wtedy 10 czy 20 zł dniówki, ale w tamtych czasach to wcale nie były najgorsze pieniądze dla licealistki. Tyle że zupełnie nie wiem, na co je wydałam.
4. korepetycje z matematyki, mechaniki i angielskiego
Gdy studiowałam na Politechnice Gdańskiej, dorabiałam sobie korepetycjami z matematyki, a po studiach nawet z angielskiego. Pisałam też za koleżanki i kolegów z roku jakieś prace semestralne z mechaniki i to było całkiem opłacalne, bo w ciągu miesiąca przed końcem semestru zarobiłam chyba więcej niż przez pół roku korepetycji. Jednak dziś już zupełnie nic z tego nie pamiętam.
5. wprowadzanie faktur do systemu w sklepie spożywczym
Przez kilka miesięcy po studiach moim głównym zajęciem było… chodzenie na rozmowy kwalifikacyjne, szukając wymarzonej pracy. Co prawda miałam już ją właściwie umówioną, ale musiałam poczekać, aż ktoś odejdzie na emeryturę… W międzyczasie próbowałam szukać czegoś innego, stąd dziesiątki wysłanych CV i kilka zaproszeń na rozmowy, z których jednak nic nie wynikło. Kiedy więc znalazłam ogłoszenie na pewnym sklepie spożywczym, że szukają kogoś do wprowadzania faktur do systemu komputerowego, zgłosiłam się i dostałam tę pracę. Zajmowała ona jakieś trzy godziny dziennie, a system był oparty na DOS-ie, więc nawet jak na tamte czasy był przestarzały, ale ta praca pozwoliła mi przetrwać kilka miesięcy, aż dostałam pracę, o której wtedy marzyłam.
6. praca zgodna ze studiami
Jeszcze w czasie studiów byłam w tej firmie na praktykach i miałam później obiecane zatrudnienie, gdy jedna z osób odejdzie na emeryturę. I faktycznie dostałam wtedy tę pracę i przeszłam w niej długą drogę przez różne działy i stanowiska. Zaczynałam od krótkich tłumaczeń i opracowywania informacji naukowo-technicznej, później robiłam analizy rynku okrętowego (zresztą robię to do dziś), prowadziłam projekty unijne, ogarniałam marketing, aż w końcu (i zupełnie nieoczekiwanie) zajęłam się controllingiem.
7. wykłady na PG
W międzyczasie przez jedno popołudnie w tygodniu przez trzy lata prowadziłam wykłady na Politechnice Gdańskiej na Wydziale Oceanotechniki i Okrętownictwa z zakresu rynków okrętowych. Zostałam polecona przez moją ówczesną szefową. Na początku stres był niewyobrażalny – stanie na audytorium przed około 150 studentami tego samego wydziału, który skończyłam kilka lat wcześniej było jednym z najbardziej traumatycznych zdarzeń w moim życiu 😉 Jednak z czasem ten stres minął i bardzo polubiłam te zajęcia. Starałam się, żeby nie były zbyt sztywne, czasami pytałam o ich plany na przyszłość, oczekiwania co do pracy, a wtedy sami się radzili, gdzie mogą ją znaleźć po tym kierunku. W sumie wspominam ten okres bardzo miło i trochę żałowałam, że się skończył, chociaż zarobki były dość przeciętne.
Jak widać, większość moich prac była bardzo zwyczajna. Nie miałam okazji spróbować kilku bardzo popularnych zajęć wśród młodych, np. stanąć za barem, o czym kiedyś marzyłam 😉 A w ogóle jako dziecko fantazjowałam o pracy przedszkolanki, a potem nauczycielki matematyki, na szczęście szybko mi przeszło 😉 Dziś taka praca jawi mi się jako zajęcie wprost wyjęte z najgorszych koszmarów 😉
Ostatnio w sieci znajduje się mnóstwo opisów pierwszych siedmiu prac podejmowanych przez różnych blogerów. Postanowiłam poddać się tej tendencji i również skorzystać z tagu #MyFirst7Jobs. W pierwszej chwili zastanawiałam się, czy w ogóle miałam tyle zajęć, gdyż moja obecna posada była zarazem moją pierwszą „poważną” pracą. Jednak, gdy usiadłam i zaczęłam je spisywać, to trochę się ich nazbierało…