Dawno nie było na blogu żadnego wpisu książkowego, więc czas nadrobić te zaległości. Ostatnio miałam mały kryzys czytelniczy i prawie przez trzy miesiące nic nie przeczytałam, ale już wróciłam na dobre tory i znów oddaję się mojej ulubionej rozrywce. W związku z tym chciałam Wam zaprezentować dwie wielkie powieści Julii Navarro: „W przyszłym roku w Jerozolimie” oraz „Powiedz mi, kim jestem”. Pierwszą przeczytałam jeszcze w lipcu przed moim czytelniczym kryzysem, a druga pozwoliła mi go pokonać. „Wielkie” są one w sensie dosłownym, bo obie mają po około 800 stron!
Julia Navarro jest hiszpańską pisarką i dziennikarką, a jej powieści są mocno osadzone w kontekście historycznym i politycznym. Ma to oczywiście odzwierciedlenie w obu przedstawianych tu książkach. Zacznijmy zatem od tej pierwszej.
„W przyszłym roku w Jerozolimie”
Gdy słyszę o polityce, to od razu jestem na nie, bo te tematy, jak żadne inne strasznie mnie denerwują. Więc, mimo że słyszałam wiele dobrego o tej książce, to podchodziłam do niej trochę jak do jeża. Jednak, gdy już zabrałam się za lekturę, to ciężko było mi się od niej oderwać. Najważniejszy w niej jest wątek historyczno-obyczajowy, gdyż w gruncie rzeczy to wielka saga polskiej rodziny Żydów. Rozpoczyna się w Polsce na przełomie XIX i XX wieku, wiedzie przez Paryż, Rosję, przez zawieruchę obu wojen światowych, aż wreszcie docieramy do Izraela do czasów współczesnych.
„Czasem zło tkwi w oczach tego, który patrzy, a nie w tym, co widzi.”
Poznawczo dla mnie najważniejsze były wydarzenia, które działy się na Bliskim Wschodzie. Wyjaśniają one dokładnie kwintesencję konfliktu palestyńsko-izraelskiego, o którym, prawdę mówiąc, prawie nic do tej pory nie wiedziałam. A jednocześnie ta część jest chyba najbardziej przegadana, dużo w niej polityki, która dla mnie była często bardzo nużąca. Niemniej wątki obyczajowe i społeczne nie pozwalały mi się od niej oderwać.
W tej części losy rodziny żydowskiej splatają się z rodziną arabską, gdy obie mieszkają tuż obok siebie pod Jerozolimą. Na początku żyją w wielkiej przyjaźni, jednak później coraz bardziej napięta sytuacja polityczna rozdziela obie rodziny. Całą historię poznajemy z ust najstarszych nestorów obu rodów, więc mamy wgląd na sposób widzenia obu stron – arabskiej i żydowskiej.
„To ojciec stanowi dach budowli zwanej życiem, a matka jej podstawę. Kiedy zabraknie obojga, zdajemy sobie sprawę, że i dla nas rozpoczyna się finalne odmierzanie czasu, tracimy oparcie, pozostajemy zawieszeni w powietrzu.”
„Powiedz mi, kim jestem” (uwaga lekko spojleruję!)
Ta wielka powieść pozwoliła mi wrócić do przyjemności czytania. Po wielu tygodniach, gdy nie byłam w stanie przeczytać nawet stu stron, prawie 800 pochłonęłam w niecały tydzień! I znów mamy tu sagę rodzinną, gdyż wraz ze współczesnym hiszpańskim dziennikarzem Guillermo odkrywamy losy jego prababki, o której do tej pory w rodzinie nawet się nie wspominało. Okazało się, że porzuciła ona męża wraz z malutkim synem i uciekła do Paryża. Losy Amelii, jak się później okazało szpiega, wiodły przez wiele krajów – od Francji, przez Argentynę, Włochy, Anglię, Stany Zjednoczone, Rosję, Polskę, Grecję, Egipt, Niemcy. Od wojny domowej w Hiszpanii, przez wojnę światową, faszyzm, komunizm, zimną wojnę aż po polityczną odwilż. Babka Amelia miała naprawdę bardzo burzliwe życie, choć na początku wydawała się zaledwie nudną panienką z bogatego domu. Dlaczego dokonywała takich, a nie innych wyborów? Jakie uczucia gnały ją w różne strony świata?
I znów warstwa obyczajowo-społeczna była dla mnie znacznie bardziej interesująca niż ta polityczna. Jednak osadzenie powieści w konkretnych czasach i krajach wymusza nijako przybliżenie również tła historyczno-politycznego. Czasami denerwujące było ganianie Guillermo po całej Europie i nie tylko, czasami kilkukrotnie w to samo miejsce, tylko po to, aby od świadków wydarzeń związanych z jego prababką wysłuchać jej historii z zachowaniem chronologii. Niemniej odkrywanie tajemnic życia Amelii było bardzo wciągające i trudno było się oderwać od kart tej książki. No i kluczowe pytanie, co się z nią w końcu stało? To odkryjcie sami, bo wszystkich tajemnic Wam nie zdradzę!
„Dzieje mojej prababki są jak rosyjska matrioszka. Gdy człowiek sądzi, że znalazł ostatnią, okazuje się, że w środku jest jeszcze jedna.”
To niejedyne hiszpańskie powieści, z którymi miałam do czynienia w tym roku. Udało mi się przeczytać „Okna niebios” Gonzalo Ginera. To także powieść historyczno-obyczajowa, ale tym razem osadzona w wiekach średnich. Ją również mogę Wam polecić! Znacie którąś z polecanych przeze mnie powieści? Lubicie w ogóle hiszpańskich autorów?
Inne polecane przeze mnie książki znajdziecie np. w poniższych wpisach:
- książki przeczytane w I kwartale 2021 roku – tutaj,
- podsumowanie czytelnicze całego 2020 roku – tutaj,
- trochę jesiennej sensacji – tutaj.
A więcej po prostu w zakładce “Książki”. Zapraszam!